czwartek, 31 marca 2011

Wracając do worka

Tak naprawdę piszę ten post dla siebie, ... żeby nie zapomnieć :), dla osób które były ciekawe. Nie po to, by się chwalić! Cieszę się jak dziecko i chcę się tym podzielić:)

Miałam dostać zupełnie inny prezent - wypasiony laptop. To miała być niespodzianka, ale się wydała... i dobrze! Duży wydatek i według mnie zbędny. Na niespodzianki reaguję raczej chłodno, dlatego wolę sama zasugerować, co sprawiło by mi radość.

Pamiętacie worek - reklamówkę z tego wpisu? Wysypałam jego zawartość, a raczej przełożyłam do koszyków. Chciałam godnie zaprezentować otrzymane dary. {Widzicie jaką mamy już zieloną trawkę? Wiosna buchnęła z całą mocą :)}






Rowan Falted Tweed w kolorze śliwki (na zdjęciu trochę "przerysowany")






Rowan Kidsilk Haze (chciałam zaspokoić ciekawość, czy warte to ochów i achów?). Nie udało mi się niestety również uchwycić rzeczywistego koloru, a to cudny delikatny wrzos:






Rowan Kid Classic - bardzo lubię tę włóczkę:







Lana Grossa na skarpetki (tak, tak dopadło i mnie, mam kilka par już zrobionych!)






Trochę książek:







W tym książka Kim Hargreaves (trzecia w mojej kolekcji, dwie poprzednie - jak pokazało życie kupiłam głównie dla fotografii, nie licząc Blossom'a. W tej mam upatrzone co najmniej dwa modele i włóczkę na nie też mam !!! :}) i absolutny "must have" dla wielbicielek dziergania od góry (tak myślę), do których należę:






Na koniec nie związany z dziewiarstwem gadżet. Choć nie do końca, bo zawsze jakąś robótkę mogę do środka wcisnąć :) Torba! Patrzyła na mnie ze sklepowej witryny długi czas. W końcu jej błagalne spojrzenie zaprowadziło mnie do środka. Wyszłam jednak szybko bez niej, bo nie chciała iść ze mną za darmo :( Odczekałam jakiś czas, bo ciągle czułam jej spojrzenie na sobie, ilekroć przejeżdzałam obok (codziennie znaczy się). Tym razem wyszłyśmy razem!!! Moc przecen niech będzie z Nami - Wami!

Lubię torby, choć dzięki rozsądkowi nie mam ich n-dziesięciu. Ta ujęła mnie kształtem, wielkością (duża), pięknym rudym kolorem i nawet nie przeszkadza mi ten babiszon z przodu:






Oprócz tej, dostałam w komplecie jeszcze dwie inne "torby". Pierwsza służy do przechowywania 'głównej':







Ta poniżej (podoba mi się tak samo, jeśli nie bardziej), to "reklamówka":






... a tak w ogóle, to jestem w lesie, dziergam i mam co najmniej trzy zaległe wpisy. Dlaczego ten czas pędzi jak szalony???

poniedziałek, 21 marca 2011

Relaksacyjny

Ot taki projekcik, lekki, łatwy i ... do dziergania przy oglądaniu filmu w sam raz :) Motyw znany z Cudaka Fanaberii (kto go robił wie, że wzór nie jest skomplikowany), pomieszałam z 'francuzem'.








Wyszedł z tego szeroki komin, który można dwukrotnie omotać wokół szyi.
Wełenka bardzo przyjemna w robocie, w kolorze melanżowego fioletu. Całość dziergałam na drutach 3,5mm. Zużyłam nieco ponad jeden motek.







No to mamy wiosnę!!!

piątek, 18 marca 2011

Oberżynek, czyli ptaszek na bis

W zeszłym roku zrobiłam sobie ten sweter. Eksploatowałam go bezlitośnie. Najchętniej w ogóle bym go nie zdejmowała. Wełna choć cienka (4 Ply 100% Lambs Wool Yarn), okazała się mocna, nie mechaci się i nawet grzeje :) Jednak to nie stal i obawiałam się, że w końcu jakieś przetarcia na łokciach mogą się pojawić. Dlatego uplotłam sobie następny. Z dużo grubszej włóczki (Donegal Silk Tweed Aran). Wyszedł oczywiście większy, trochę płaszczykowaty, z dłuuugimi rękawami (moje ulubione). Jest wygodny, praktyczny (nerki i szanowne cztery litery zakryte) i już go "miłuję", i noszę codziennie.








Kolor raczej z tych nieuchwytnych, w rzeczywistości to odcień czerwonego wina, mnie kojarzy się z oberżyną.


Przy Wiosennej Nocy sporo czasu zabrało mi przyszycie kieszeni. Tym razem postanowiłam tego uniknąć i ...


Tu mały kursik :)

Kiedy doszłam do miejsca, gdzie powinnam oczka stanowiące wnętrze kieszonki przełożyć na nitkę. Przerobiłam te oczka, aż do uzyskania odpowiedniej wysokości - głębokości kieszeni:





Zostawiłam oczka na żyłce i zaczęłam robić wierzch kieszonki.

W każdym rzędzie nieparzystym (prawa strona robótki), 'chwytałam' pierwsze i ostatnie oczko z odpowiednimi oczkami wydzierganego wcześniej spodu (wnętrza kieszonki) i przerabiałam je razem:







Dalej robiłam sweter zgodnie z opisem. Po zakończeniu połączyłam graftingiem oczka pozostawione na żyłce (wnętrze kieszeni) z korpusem.
Nie był to jedyny sposób zespolenia tych dwóch części, ale jedyny mnie zadawalający :)








Jestem zadowolana z efektu. Jest gładko i prawie w ogóle nie widać 'szycia'.

Pozdrawiam!

środa, 16 marca 2011

Na tropie - sprawozdanie trzecie

Tym razem nie włóczka była powodem wycieczki a film "In Bruges" (polski tytuł - "Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj").
Sklep z włóczką znalazłam całkiem przypadkowo podczas zwiedzania :)


Miasto zwane "Wenecją Północy" bądź "Flamandzką Wenecją", pełne uroku i pięknych zakątków:







Mnie zachwyciły kolorowe domki, położone wzdłuż kanałów:






Jak wspomniałam na początku, trafiłam do sklepu z włóczką, ale wybór był niewielki. Kupiłam tylko materiał na skarpetki i jeden ogromniasty (200g/600m) motek mieszanki wełny, moheru i poliakrylu. Na przytulaśny szal jak znalazł. Ale już nie w tym sezonie :)







Dla Hafciarek i Koronczarek oferta sklepów była za to bardzo bogata:






Na jednej z wystaw zauważyłam kołowrotek, widać go - choć niewyraźnie na zdjęciu powyżej.


Wiosna zagościła już na dobre, a gąski, zajączki, kurki i jajeczka 'łypały' na nas zza szybki, Święta Wielkiej Nocy za pasem:






Z Brugii jest 'żabi skok' nad morze. Dlatego nie mogłam tam nie pojechać. Wiecie przecież, że kocham morze miłością bezgraniczną. Nazbierałam z dziećmi mnóstwo muszelek, cudnych po prostu. Tu mały fragment naszej kolekcji :)






To tyle na dziś. Pa :)

poniedziałek, 7 marca 2011

Przesiadłam się...

... z kołowrotka na maszynę do szycia. Przędłabym jeszcze i przędła, ale w końcu mój kręgosłup by się na mnie pogniewał.

Na szycie muszę mieć nastrój. Z marszu nie siadam w zasadzie nigdy, chyba że jest nagła potrzeba.
Mam wiele rzeczy do uszycia, ale zaczęłam od czegoś, o czym marzyłam od dawna. Dostałam od moich dzieci stosowną książkę na Dzień Matki, prawie dwa lata temu. Odłożyłam ją na półkę. Wiedziałam jednak, że o niej nie zapomnę!

Wczoraj mnie naszło i ruszyłam w podróż z moją pierwszą Tildą. Zapraszam do obejrzenia zdjęć Królisi :)










Dopóki mi jej córka nie gwizdnęła, pilnowała moich nowych kręciołów :)





Ale o nich innym razem.
Tymczasem pozdrawiam Was serdecznie!!!

piątek, 4 marca 2011

Radoszka :)

Pisałam już kiedyś, że jestem uparta?! Co prawda lata świetności pod tym względem mam już za sobą (człowiek z wiekiem łagodnieje, nabiera dystansu, takie mam wrażenie). Jednak ciągle bywam jeszcze osiołkiem - uparciuchem.
Zwłaszcza jak mi coś nie wychodzi. Potrafię siedzieć godzinami, kombinować i opanować 'nieopanowane' :)

Tym razem poszło szybko. Ale podchodziłam do tematu stopniowo, zgłębiając go teoretycznie, co dla mnie nie jest wcale oczywiste. Natura niecierpliwca pcha mnie zawsze do metody prób i błędów.

Koniecznie chciałam bowiem opanować nową technikę przędzenia.

Pierwsze podejście praktyczne, okazało się fiaskiem. Miałam kiepskiego singla, który się zrywał. Powstał on z czaesanki Corriedale, z którą się absolutnie nie polubiłam, ale wrócę do niej i jeszcze udowodnię, że potrafię ją uprząść :)


Postawiłam na czesankę merino&jedwab, bo singiel jest 'mocny i stabilny'.

Z prywatnej wymianki czesankowej, dostałam od Marty odpowiedni materiał.
Najpierw uprzędłam ponad 400m singla typu Fingering:








Z pozostałego kawałka ukręciłam cieniznę:






Którą zamieniałam w.....


Tadam, oto moja pierwsza wełenka Navajo:







Nie jest tego dużo, bo zaledwie 34m, ale duma mnie rozpiera :)))
Na etui do telefonu wystarczy!!!

Oczywiście przede mną kilometry singla do uprzędzenia i godziny ćwiczeń. Ale cieszę się, że zakumałam o co w tym chodzi.


Bardzo pomocny okazał się filmik, który dawno temu umieściła na swoim blogu Basia. Jest wiele innych filmików, ale sposób w jaki łączy nitkę Sarah Anderson, jest jak dla mnie perfekcyjny i bardzo miły dla oka :)
Technika ta daje śliczny skręt, możecie sobie popodziwiać u Fanaberii i Kocurka!

wtorek, 1 marca 2011

Cynamonowa kupka...

Bez obawy, nie będę pisała o niczym smrodliwym, obiecuję :)

Ostatnio więcej robiłam na drutach niż przędłam. Mam skończone w zasadzie trzy projekty, w tym dwa swetry i do tego jeden z nich to prawie płaszczyk.
Niestety nie mam teraz serca, żeby to obfotografować.

Zachciało mi się bardzo prząść, bo w minionym czasie raczej z doskoku, na chwilkę "dosiadałam" kołowrotka, a tak się nie godzi :)

Posadziłam swoją szanowną na dłużej i proszę oto efekty.


Najpierw singielek, na szpulce:






Następnie zrobiłam z tego singla 2ply, później zafundowałam nitce mycie i powiesiłam bidulę:






Tak wygląda wełna w zbliżeniu, po wyschnięciu:






Wracając do tytułu posta, Kupka w całości:






Dlaczego cynamonowa??? To nazwa czesanki - Cynamon, merino & jedwab 80/20.
Z 200g czesanki, otrzymałam 900m włóczki 2ply. Teraz wiem co znaczy: "nitka jest puszysta i miękka"!


Zobaczcie u nas już krzaczory puszczją pąki, Kochani WIOSNA IDZIE :)






Jeszcze Wam coś pokażę. W piątek, zanim wyruszyłam na wycieczkę, zawitał do mnie pan listonosz i przyniósł mi to:






Jak ja lubię te chwaszczące bibułki... a szczególnie je rozpakowywać. Wtedy moim oczom ukazują się prawdziwe śliczności:






Choć to część mojego prezentu urodzinowego, nie pozwoliłam na konfiskatę :)
Zabrałam się do pracy:






Widzicie te włoski, widzicie??? Ja jestem zachwycona tą czesanką, to Wens. Przędzie się wybornie i do tego te kolory - dzieło Basi. Bajka po prostu i to zupełnie inna niż ta o gotowych czesankach.


Na koniec ciekawostka z pobliskiego parku. Chodzą sobie takie, albo leżą, zarośnięte jakieś!!! To się chyba zmieni, jak wtargnę tam pod osłoną nocy z golarką...






Pa!

don't ask

... mijający właśnie rok był inny, niełatwy, wiele mnie nauczył o sobie samej. Zdarzyło się dużo przykrych rzeczy, ale były też momenty wart...