niedziela, 25 marca 2012

Wielkie UFF

Prawie na samym początku pisania tego bloga wzięłam się za robotę sweterka Millefiori Cardigan. Od tamtej pory minęły prawie trzy lata, oto dowód :)
Na początku szło mi nieźle, tył, rękawy (robione rzędami skróconymi), jeden przód, powstały błyskawicznie. Rozpoczęłam drugi przód i nie wiem już dlaczego odłożyłam robótkę. Jak same pewnie wiecie, nie jest to dobre posunięcie. Nowe pomysły, nowe potrzeby, a ufo leży i kwiczy, i ciąży jak wyrzut sumienia. W zeszłym roku sięgnęłam po bidę i dokończyłam dzierganie. Niestety niechęć do przyszycia guzików wzięła nade mną górę i sweterek musiał odleżeć kilka kolejnych miesięcy. W sierpniu wyjeżdżałam na wakacje i postanowiłam w ramach rekompensaty za odleżyny wziąć kardiganik do ciepłych krajów. Obiecałam sobie, że tam guziki trafią na właściwe miejsce. Słowa dotrzymałam! Na dzierganie było za gorąco, ale przy kieliszku zimnej piña colady przyszycie onych nie trwało długo.






... zrobiłam kilka zdjęć gotowego swetra, ale na bloga wtedy nie trafiły.







Dzisiaj uroczyście odtrąbiłam sobie fanfary zwycięstwa. Należały mi się w końcu za dotarcie do celu :)

Przy okazji niedzielnego spaceru powstały nowe zdjęcia:










Mój Millefiori Cardigan powstał z włóczki Katia Austral w kolorze złotym, na drutach 3mm. Uświadomiłam sobie przy tej okazji, że od kilku lat nie mija mi faza na żółty, za którym wcześniej absolutnie nie przepadałam.

środa, 21 marca 2012

Świąteczno - wiosennie

W naszej rodzinie zaczęło się robić świątecznie, rocznica ślubu, moje urodziny i Wielkanoc za pasem, która kojarzy mi się bardzo wiosennie i radośnie. Budzą się rośliny, budzę się ja.
W tym roku postanowiłam zrobić kilka świątecznych ozdób. Inspiracją całej zabawy stał się ten koszyczek.

Mój wygląda tak:






Zrobiłam go z własnoręcznie uprzędzionej włóczki Shetland. ... i odczuwałam niezwykłą radość z tego, że nitka tak równa i przyjemna w robocie. Rzadko robię z własnej wełenki, to się musi zmienić.
W koszyczku nie może zabraknąć jajek. Zamówiłam styropianowe jajory kilka tygodni temu, ale paczka zaginęła i śladu po niej do tej pory brak. Musiałam iść na żywioł. Nie zapomniałam również o zajączku.

Voila mój zestaw wielkanocny:







Malutki nieco, ale powędruje on na małe klasowe biurko i dlatego taki musi być.



Jedno jajko zrobiłam od dołu w okrążeniach, drugie w poprzek rzędami skróconymi. Wykorzystałam resztki włóczek. Oba ozdobiłam filcowymi elementami, podobnie jak koszyczek, co współgra z zającem, którego opis wykonania znajdziecie na blogu the Purl bee.








Ostatnio przechodzę fazę serwetkową, wyprodukowałam już trzy. Dwie z nich to Jaśmin. Wielkie Buziole dla Edi-bk za pomoc :)))







Może Was trochę zainspirowałam, choć w obliczu tych wszystkich cudeniek jakie można znaleźć na innych blogach, wypadam dość skromnie. W każdym razie czasu jeszcze trochę zostało i mam zamiar go wykorzystać na inne twory.

Pozdrawiam wiosennie :)

don't ask

... mijający właśnie rok był inny, niełatwy, wiele mnie nauczył o sobie samej. Zdarzyło się dużo przykrych rzeczy, ale były też momenty wart...